PWST zwana ostatnio z naddatkiem Akademią Teatralną się zbroi i zamyka. Od strony wejścia z Miodowej Malajkat zainstalował sobie bramkę - "kręciołek" na karty otwierany guziczkiem z szatni. "Pan do kogo?" - to po dwóch wydziałach tutaj, asystenturze Zapasiewiczowi i samodzielnym wykładaniu... Do / na Pana Steina!
Takie standardy i otwartość myślowa (jakby to był jakiś rozległy westybul z tysiakiem młodzieży, a nie parę metrów kwadratowych przy szatni z kupą zadzierających nosa).
Dwa dni temu, o wpół przedpołudniowej godzinie ja: "gdzie odbędzie się spotkanie z pewnie najwspanialszym żyjącym artystą teatru, Niemcem, Peeterem Steinem?"... Nikt nic nie wie.
Po kwadransie. Ja skromnie na ławeczce przy Dziekanacie. W powietrzu szepty, Stein, Stein, Stein.
Wchodzi starszy siwy pan w czarnym płaszczu i... bramka. I nic. Stoi ze spuszczoną głową... I nic!
Stein, Stein, Stein - szwargot spod statuy Zelwera i nic.
Dygresja: swego czasu byłem organizatorem dwóch spotkań w Szkole z Artystami. Tadeusza Kantora przywiozłem z hotelu taksówką i poprosiłem, by studenci wylepili schody i bufet gazetami, na których namazali czarną farbą: Kantor, Kantor, Kantor... Był zachwycony i zabrał mnie ze sobą na próbę "Umarłej klasy".
Aktorów Starego Teatru, Annę Polony i Jerzego i Trelę wprowadzałem w korowód nucących poloneza studentów ustawionych w szatni. Pana Jerzego tak zamurowało, że uciekł do toalety. Spotkanie było ekscytujące.
Całkiem niedawno Zwinogrodzka przypomniała mój plakat przy wejściu: Zróbmy coś, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak wiele, co nie zależy od nikogo - na powitanie Solidarności. Takie były czasy owymi czasy. Koniec dygresji.
Po długich iluś tam minutach podbiegł... i z nienaganną angielszczyzną odemknął wrota. Rektora nie ma!
Spotkanie było intelektualnie ekscytujące ("ilu z was jest aktorami" - podnoszą się ze trzy ręce - "a reszta? kim wy jesteście?"... teatrologami... "O, Jesus..."; macha zniecierpliwiony ręką na prośbę wpisania się na ścianę estradowej i końcowe standing owation). Ciała psorskiego było w postaci trzech do pięciu egzemplarzy.
Wielki artysta wspaniale analizował "Oresteję", mówił o różnicach między aktorami tamtymi a rosyjskimi i naszymi, o hierarchiach w teatrze, ale przede wszystkim o tekście - gdzie "jest wszystko"...
To dlaczego te bramki, przed kim, przed czym?
Po wszystkim wychodzę a on stoi samotnie pod Akademią. Podchodzę: "dziękuję, so much, panie Stein. Byłem dziś pewnie jedynym, który był tu w '75 na spotkaniu z panem... "Podobało się?", pierwszy raz się uśmiecha. Bardzo. Dziękuję.
PS
A Seweryn na dzień dobry (w toalecie) tylko mruczy pod nosem, by nie powiedzieć warczy... Takie standardy
Takie standardy i otwartość myślowa (jakby to był jakiś rozległy westybul z tysiakiem młodzieży, a nie parę metrów kwadratowych przy szatni z kupą zadzierających nosa).
Dwa dni temu, o wpół przedpołudniowej godzinie ja: "gdzie odbędzie się spotkanie z pewnie najwspanialszym żyjącym artystą teatru, Niemcem, Peeterem Steinem?"... Nikt nic nie wie.
Po kwadransie. Ja skromnie na ławeczce przy Dziekanacie. W powietrzu szepty, Stein, Stein, Stein.
Wchodzi starszy siwy pan w czarnym płaszczu i... bramka. I nic. Stoi ze spuszczoną głową... I nic!
Stein, Stein, Stein - szwargot spod statuy Zelwera i nic.
Dygresja: swego czasu byłem organizatorem dwóch spotkań w Szkole z Artystami. Tadeusza Kantora przywiozłem z hotelu taksówką i poprosiłem, by studenci wylepili schody i bufet gazetami, na których namazali czarną farbą: Kantor, Kantor, Kantor... Był zachwycony i zabrał mnie ze sobą na próbę "Umarłej klasy".
Aktorów Starego Teatru, Annę Polony i Jerzego i Trelę wprowadzałem w korowód nucących poloneza studentów ustawionych w szatni. Pana Jerzego tak zamurowało, że uciekł do toalety. Spotkanie było ekscytujące.
Całkiem niedawno Zwinogrodzka przypomniała mój plakat przy wejściu: Zróbmy coś, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak wiele, co nie zależy od nikogo - na powitanie Solidarności. Takie były czasy owymi czasy. Koniec dygresji.
Po długich iluś tam minutach podbiegł... i z nienaganną angielszczyzną odemknął wrota. Rektora nie ma!
Spotkanie było intelektualnie ekscytujące ("ilu z was jest aktorami" - podnoszą się ze trzy ręce - "a reszta? kim wy jesteście?"... teatrologami... "O, Jesus..."; macha zniecierpliwiony ręką na prośbę wpisania się na ścianę estradowej i końcowe standing owation). Ciała psorskiego było w postaci trzech do pięciu egzemplarzy.
Wielki artysta wspaniale analizował "Oresteję", mówił o różnicach między aktorami tamtymi a rosyjskimi i naszymi, o hierarchiach w teatrze, ale przede wszystkim o tekście - gdzie "jest wszystko"...
To dlaczego te bramki, przed kim, przed czym?
Po wszystkim wychodzę a on stoi samotnie pod Akademią. Podchodzę: "dziękuję, so much, panie Stein. Byłem dziś pewnie jedynym, który był tu w '75 na spotkaniu z panem... "Podobało się?", pierwszy raz się uśmiecha. Bardzo. Dziękuję.
PS
A Seweryn na dzień dobry (w toalecie) tylko mruczy pod nosem, by nie powiedzieć warczy... Takie standardy
Komentarze
Prześlij komentarz