W teatrze można dla sławy, władzy i pieniędzy, proszę bardzo, czemu nie? Można nie mieć nic do powiedzenia, ale mieć znajomości. Nie umieć, to wyimprowizować. Być durniem, to ekshibicjonizować. Popisywać się i zajmować czas innym. Można. Ludzie to kupią.
Ale warto p o m a g a ć ... Uwalniać i skłaniać do myślenia, które wydobywa z więzienia.
Warto zadawać pytania. Używać sceny nie do rozrywki i uzewnętrznienia, ale do pomyślenia, zastanowienia, co jest ważne i po co?
Brook jest mędrcem, starszym mądrym panem. Nie poucza, lecz pyta. Nie inscenizuje, lecz prostymi słowami rozsnuwa swoją przypowieść. "Jak to można zrobić z rybą? Wystarczy wyobraźnia"... Jego prostota jest odważna. Jego dzieło teatru jest odejmowaniem ozdóbek, przemądrzalstwa i popisywania. Zostaje minimalistyczna poezja. Bo zmierza do sedna.
Wyznacza kierunek, towarzyszy w podróży, ale zaraz znika, nie pcha się na afisz, mimo, że potrafi. Jak jego duchowy brat i towarzysz ("dzwoni twój Jerzy, dzwoni twój Peeter"), nasz nieżyjący "boss", daje pretekst, stwarza okoliczności i zwołuje... Nie obiecuje, nawet nie reżyseruje. Zostawia wolną przestrzeń. Pomaga!
PS Przemek Skrzydelski, filolog klasyczny, informuje mnie, że to diatryba... Sprawdzam w słowniku: gatunek filozoficzno-literacki ukształtowany w starożytnej Grecji. Miał formę dialogu, mowy, kazania lub wykładu o charakterze moralizatorskim. Łączył prostotę i ocierającą się niekiedy o rubaszność swobodę stylu z wywodem retorycznym okraszonym anegdotami i dowcipami.
No, jo... zgadza się. Ale, bo przecież Jarek Fret - z tej samej bandy - jak mu się dekoracja zawaliła, powiedział do widowni: zaśpiewamy wam, by zatrzymać... by przynajmniej na chwilę oderwać i przenieść w inny świat.
Czołem Mr Brook.
Ale warto p o m a g a ć ... Uwalniać i skłaniać do myślenia, które wydobywa z więzienia.
Warto zadawać pytania. Używać sceny nie do rozrywki i uzewnętrznienia, ale do pomyślenia, zastanowienia, co jest ważne i po co?
Brook jest mędrcem, starszym mądrym panem. Nie poucza, lecz pyta. Nie inscenizuje, lecz prostymi słowami rozsnuwa swoją przypowieść. "Jak to można zrobić z rybą? Wystarczy wyobraźnia"... Jego prostota jest odważna. Jego dzieło teatru jest odejmowaniem ozdóbek, przemądrzalstwa i popisywania. Zostaje minimalistyczna poezja. Bo zmierza do sedna.
Wyznacza kierunek, towarzyszy w podróży, ale zaraz znika, nie pcha się na afisz, mimo, że potrafi. Jak jego duchowy brat i towarzysz ("dzwoni twój Jerzy, dzwoni twój Peeter"), nasz nieżyjący "boss", daje pretekst, stwarza okoliczności i zwołuje... Nie obiecuje, nawet nie reżyseruje. Zostawia wolną przestrzeń. Pomaga!
PS Przemek Skrzydelski, filolog klasyczny, informuje mnie, że to diatryba... Sprawdzam w słowniku: gatunek filozoficzno-literacki ukształtowany w starożytnej Grecji. Miał formę dialogu, mowy, kazania lub wykładu o charakterze moralizatorskim. Łączył prostotę i ocierającą się niekiedy o rubaszność swobodę stylu z wywodem retorycznym okraszonym anegdotami i dowcipami.
No, jo... zgadza się. Ale, bo przecież Jarek Fret - z tej samej bandy - jak mu się dekoracja zawaliła, powiedział do widowni: zaśpiewamy wam, by zatrzymać... by przynajmniej na chwilę oderwać i przenieść w inny świat.
Czołem Mr Brook.
Komentarze
Prześlij komentarz