Nie ma Instytuta, Starego i Polskiego, nie Karasiowego, tylko Wrockiego. Seweryn na razie wychodzi na swoje, ale jakie to jest każdy widzi.
Polski teatr leży na dechach i oświadcza. W sprawie magister B. zabrakło tylko Putramenta, bo Watykan, według dobrze poinformowanych, już był gotów poprzeć non possumus, lecz dr Kencki rękę w łokciu zgiąwszy wszystkim tym witającym się z gąską szyki pomieszał i - jak Majcherek przewidział - że "będzie o to mnóstwo krzyku", tak właśnie jest.
Ciamajdy trochę się gubią w protestach, bo przecież ten ich skład dyżurny był już kiedyś użyty w tej samej sprawie, tylko odwrotnie: jak Zdrojewski Nowakowi nie przedłużał, to bractwo nie chodzących do Instytutu Teatralnego się darło: "konkurs, konkurs" (demokracja i konstytucja nie były wtedy jeszcze na topie), a jak po skończeniu kadencji od Omiljanowskiej Gliński go ogłosił, to gdzie, czemu, dlaczego nie dasz naszemu?
Czyli wszyscy protestują, ale niekoniecznie z tego samego powodu.
Taki Kosiński na przykład dośledził się frustracji władzy i dał wyraz: jak w lustrze mu się to odbiło, bo komuch tak ma, co stwierdzi to potwierdzi, że wypiera i projektuje...
Za to "konserwatywny" Kopciński już czekał z pomysłami, rozwiązaniami i konsyliacjami. Prawem kaduka uznał, że z czwórki startujących w konkursie trzeba kontynuować z dwójką, bo tak mu się podoba, a co? A nawet sugeruje, że to coś uratuje. No jak to: "substancję" i paru osobo-kolegom pensje... Przecież to jasne jak okrągły stolik w ministerium, czyli taka mini-powtórka z Magdalenki...
I tu bęc! Nie tyle "dobra zmiana", co dr Kencki z gestem Kozakiewicza!
Oj, nie uczą się te nasze klerki z Bendy, wolą postawę Jana Dobraczyńskiego...
Wart Kopciński Kosińskiego, bo w zespół wespół już się kuligiem z ostrogą buchnęli (kopsnęli) i między sobą posady chcieli: rozdzielić dla postępu i porozumienia, a jakże, tyle, że to powtórka z rozrywki taka. I bez szaraka.
Czyli tak: tupali, tupali, podskakiwali i klapa, to znaczy pani Głowacka (Onufry się kłania?), ale podobno DB "na tylnym siedzeniu" (nie wiem, choć pytałem, Drewniaka cytujący), a wszystkie te Agaty, Platy, Duńce i gendery oraz feminizmy przy kasie równo...
Szanowna Komisyja - jak ich lubię - też się nie popisała. Nawet jeśli się rozumie te ich - ministrze, proszę nas nie wrabiać w swoje nie rozwiązane "hop, hop", za oknami - czyli oddanie pola, to przecież widać po tym, co dziś wyprawia ministerstwo, tylko brnąc zamiast by problemy rozwiązywało, że się pomylili i skapitulowali (że prezesi coś chcieli ugrać na boku zmilczę, bo to i nielojalnie i głupio).
Ich błąd dosyć oczywisty, choć zapośredniczony. Te "tysiąc trzysta" za oknami sali konferencyjnej MKiDN, spod pałacu prezydenckiego (jakby nie było 4 tys. sygnatariuszy listu, że "teatr jest", 1700 patriotycznych widzów "Strasznego Dworu", czy 5 mil. wyborców) narzucił temu konkursowi "narrację" szukania kogoś "akceptowanego przez środowisko", czyli fikcji wmawianej ogółowi przez radykałów pokroju braci Majcherków z Drewniakiem, więc bezpośrednio zainteresowanych, by było (w IT i teatrze) tak jak było onegdaj.
Przecież to "zaspakajanie potrzeb" przez Buchwald to bujda na resorach dostępem do ministerialnych grantów i etatów podszyta.
I z tego cały zgiełk!
Jaki znowu pluralizm w IT? Neomarksistowska jaczejka na przodku pseudonauki okopana personalnie przy pieniądzach i wpływach na zafałszowany obraz teatru.
Potrzebna, jeszcze jak, bo bez tej ichniejszej propagandy sukcesu i finansowywaniu, współczesny teatr robi bokami i festiwalami już dawno odwróciwszy się od widza i sensu. To wrzaskliwa mniejszość, która nie wiedzieć czemu dyktuje warunki nam, większości.
Jak jest wojna - a tu jest: wojna domowa - to się szanowni profesorowie i habilitowani nie szuka dyplomaty i takiego, co się wszystkim podoba (będzie miał "poparcie środowiska"), ale kogoś, kto tę wojnę wygra i przebaczy winowajcom! Nie wolno sobie dawać narzucać języka - i cyferek z sufita...
Gilda R i R też nie skupia wszystkich! Mój program dla NST zawiera 25 nazwisk znakomitych artystów, z których n i k t nie jest w Gildii. Stary nie był i nie jest Klaty, więc po co go oddawać w ręce skorumpowanych aktorów z jego bandy?
To jest tylko to, co się rozpadło i już się nie sklei. I to się Polska nazywa...
Tu trzeba żyć, dawać żyć innym i robić swoje: mieć jakiś plan (np. zaprezentowany wyborcom) i go r e a l i z o w a ć, bo łaska elektoratu... Wiadomo. Własną propagandą sukcesu nie nastarczysz. Wspomnicie starszego.
Kapitulować - jak ministerstwo kultury - to tylko kręcić się w kółko... Można się pocieszać "Iwoną" Gombrowicza, albo posłuchać, co mówi ulica: o "gównie w przeręblu..."! Przyszła zima.
Polski teatr leży na dechach i oświadcza. W sprawie magister B. zabrakło tylko Putramenta, bo Watykan, według dobrze poinformowanych, już był gotów poprzeć non possumus, lecz dr Kencki rękę w łokciu zgiąwszy wszystkim tym witającym się z gąską szyki pomieszał i - jak Majcherek przewidział - że "będzie o to mnóstwo krzyku", tak właśnie jest.
Ciamajdy trochę się gubią w protestach, bo przecież ten ich skład dyżurny był już kiedyś użyty w tej samej sprawie, tylko odwrotnie: jak Zdrojewski Nowakowi nie przedłużał, to bractwo nie chodzących do Instytutu Teatralnego się darło: "konkurs, konkurs" (demokracja i konstytucja nie były wtedy jeszcze na topie), a jak po skończeniu kadencji od Omiljanowskiej Gliński go ogłosił, to gdzie, czemu, dlaczego nie dasz naszemu?
Czyli wszyscy protestują, ale niekoniecznie z tego samego powodu.
Taki Kosiński na przykład dośledził się frustracji władzy i dał wyraz: jak w lustrze mu się to odbiło, bo komuch tak ma, co stwierdzi to potwierdzi, że wypiera i projektuje...
Za to "konserwatywny" Kopciński już czekał z pomysłami, rozwiązaniami i konsyliacjami. Prawem kaduka uznał, że z czwórki startujących w konkursie trzeba kontynuować z dwójką, bo tak mu się podoba, a co? A nawet sugeruje, że to coś uratuje. No jak to: "substancję" i paru osobo-kolegom pensje... Przecież to jasne jak okrągły stolik w ministerium, czyli taka mini-powtórka z Magdalenki...
I tu bęc! Nie tyle "dobra zmiana", co dr Kencki z gestem Kozakiewicza!
Oj, nie uczą się te nasze klerki z Bendy, wolą postawę Jana Dobraczyńskiego...
Wart Kopciński Kosińskiego, bo w zespół wespół już się kuligiem z ostrogą buchnęli (kopsnęli) i między sobą posady chcieli: rozdzielić dla postępu i porozumienia, a jakże, tyle, że to powtórka z rozrywki taka. I bez szaraka.
Czyli tak: tupali, tupali, podskakiwali i klapa, to znaczy pani Głowacka (Onufry się kłania?), ale podobno DB "na tylnym siedzeniu" (nie wiem, choć pytałem, Drewniaka cytujący), a wszystkie te Agaty, Platy, Duńce i gendery oraz feminizmy przy kasie równo...
Szanowna Komisyja - jak ich lubię - też się nie popisała. Nawet jeśli się rozumie te ich - ministrze, proszę nas nie wrabiać w swoje nie rozwiązane "hop, hop", za oknami - czyli oddanie pola, to przecież widać po tym, co dziś wyprawia ministerstwo, tylko brnąc zamiast by problemy rozwiązywało, że się pomylili i skapitulowali (że prezesi coś chcieli ugrać na boku zmilczę, bo to i nielojalnie i głupio).
Ich błąd dosyć oczywisty, choć zapośredniczony. Te "tysiąc trzysta" za oknami sali konferencyjnej MKiDN, spod pałacu prezydenckiego (jakby nie było 4 tys. sygnatariuszy listu, że "teatr jest", 1700 patriotycznych widzów "Strasznego Dworu", czy 5 mil. wyborców) narzucił temu konkursowi "narrację" szukania kogoś "akceptowanego przez środowisko", czyli fikcji wmawianej ogółowi przez radykałów pokroju braci Majcherków z Drewniakiem, więc bezpośrednio zainteresowanych, by było (w IT i teatrze) tak jak było onegdaj.
Przecież to "zaspakajanie potrzeb" przez Buchwald to bujda na resorach dostępem do ministerialnych grantów i etatów podszyta.
I z tego cały zgiełk!
Jaki znowu pluralizm w IT? Neomarksistowska jaczejka na przodku pseudonauki okopana personalnie przy pieniądzach i wpływach na zafałszowany obraz teatru.
Potrzebna, jeszcze jak, bo bez tej ichniejszej propagandy sukcesu i finansowywaniu, współczesny teatr robi bokami i festiwalami już dawno odwróciwszy się od widza i sensu. To wrzaskliwa mniejszość, która nie wiedzieć czemu dyktuje warunki nam, większości.
Jak jest wojna - a tu jest: wojna domowa - to się szanowni profesorowie i habilitowani nie szuka dyplomaty i takiego, co się wszystkim podoba (będzie miał "poparcie środowiska"), ale kogoś, kto tę wojnę wygra i przebaczy winowajcom! Nie wolno sobie dawać narzucać języka - i cyferek z sufita...
Gilda R i R też nie skupia wszystkich! Mój program dla NST zawiera 25 nazwisk znakomitych artystów, z których n i k t nie jest w Gildii. Stary nie był i nie jest Klaty, więc po co go oddawać w ręce skorumpowanych aktorów z jego bandy?
To jest tylko to, co się rozpadło i już się nie sklei. I to się Polska nazywa...
Tu trzeba żyć, dawać żyć innym i robić swoje: mieć jakiś plan (np. zaprezentowany wyborcom) i go r e a l i z o w a ć, bo łaska elektoratu... Wiadomo. Własną propagandą sukcesu nie nastarczysz. Wspomnicie starszego.
Kapitulować - jak ministerstwo kultury - to tylko kręcić się w kółko... Można się pocieszać "Iwoną" Gombrowicza, albo posłuchać, co mówi ulica: o "gównie w przeręblu..."! Przyszła zima.
czy w związku z ujawnieniem protokołu z posiedzenia Komisji Konkursowej do sprawy wyboru kandydata na dyrektora Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, z którego wynika, że Przewodnicząca Komisji, dyr. Agnieszka Komar-Morawska w dn. 6 marca 2018 "wycofuje się z prac KK w czasie przesłuchania Jacka K. Zembrzuskiego i głosowania nad jego kandydaturą", ale NIE ZRZEKA SIĘ GŁOSOWANIA NAD POZOSTAŁYMI KANDYDATAMI (nie ma o tym wzmianki w protokole!) nie wynika de facto i de jure, że głosowanie NIE MOŻE z powodu matematyki doprowadzić do rozstrzygnięcia, a podjęty werdykt "nierozstrzygający" nie jest wynikiem faktycznego postępowania konkursowego, lecz wymuszonym przez błąd rachunkowy komunikatem dezinformującym opinię publiczną (7 głosuje na troje, ale tylko 6 na czworo)?
OdpowiedzUsuńZważywszy, że dyr. Komar-Morawska została powoła do Komisji jako przewodnicząca 16 października 2018 przez ministra kultury, jej ewentualne odstąpienia od głosowania byłoby równoznaczne z rezygnacją z przewodniczenia i faktycznego udziału w Komisji - a to jest kompetencja ministra - i takiego oświadczenia w dokumentach brakuje...
W związku z tym, czy ujawnione dokumenty nie oznaczają, że to nie dające się pogodzić z rachunkiem koniecznym do przeprowadzenia PRAWIDŁOWEGO głosowania postępowanie, podjęte przez Panią dyrektor UNIEWAŻNIŁO de facto i de jure całe procedowanie czyniąc je niezgodnym z prawem?
z uszanowaniem
Jacek Zembrzuski, świadek