Przejdź do głównej zawartości

stary stuka od spodu

Ale kiedy wyobrażam sobie, że sąd mógłby nakazać przywrócenie mnie do pracy – z dyrektorem Mikosem kierowanym przez p. Krzyżowskiego i p. Strzepkę, odczuwam niemiłe dreszcze...
Statutowo Rada Artystyczna jest gronem doradczym dyrektora, a nie decyzyjnym. I nie jest to rola „kozła ofiarnego”, ale część akcji zmierzającej do przejęcia teatru. Aby zacząć działać formalnie, Rada potrzebuje mojego stanowiska dla kogoś ze swoich (bo siedmioosobowy dyrektor to kolektywny nonsens). Zapewne marzyłby o tym p. Krzyżowski, ale przypuszczam, że propozycję otrzyma Paweł Miśkiewicz. W sumie jest to banalne, bo nie chodzi o to, jaki ma być Teatr Narodowy, tylko „czyj będzie ten teatr”. No i żeby dyrektor wykonywał wszystkie ich polecenia. Mogę mu trochę współczuć, ale cóż… „sam chciałeś, Żorżu Dyndało”!                                                                                                                 Jan Polewka
              
Dokonało się! Konferencję prasową w NST zapowiadającą nowy sezon poprowadził herszt Rady Artystycznej ds przejęcia teatru Radek K. przy milczącym pensjonariuszu na beneficji.
Aktorusy vicisti!                         Interes został usankcjonowany...

Narodowy, kiedyś Stary, dziś tylko postarzały, Teatr w Krakowie będą robili ci, co robili go za Klaty. I nie chodzi o ich lewicowość, tylko o spółdzielczość tego handlu aktorów z ministerialnym nominatem na stanowisku: pensja za władzę, i  
p o d ł o ś ć tej wymuszonej przez młodszych kolegów zmiany: wyrzucenie Polewki dla tiepier my... Ot, dobra zmiana, jaką zafundowało im i nam ministerstwo.
My nie postawiliśmy na lewicowych reżyserów. Postawiliśmy na reżyserów utalentowanych. Takich, którzy wnoszą osobisty ton. Nie mam nic przeciwko teatrowi klasycyzującemu, ale proszę mi wymienić czołową piątkę reżyserów, która taki teatr potrafi uprawiać w Polsce - plecie Krzyżowski oddając teatr Brzykowi "utalentowamu" na największe świństwo we współczesnym teatrze jakim było "regulaminowe": młody jebie starego wraz z Bolesto propagowane w stołecznym Teatrze Powszechnym: 
 i przesypiający przesłuchanie pseudokonkursowe w sprawie dyrekcji z moimi propozycjami współpracy i umówionych realizacji z Majewskim, Rybczyńskim, Horovitzem, Staniewskim, Mądzikiem, Gajewskim, Komasą, Darią Kopiec, Zosią Rudnicką czy Dorotą Latour.
Obłudę tego targowiska próżności najlepiej widać na zdjęciach:



miara (siedzenia) UPADKU aktorów kiedyś NST, dzisiaj tylko starego i kolaborującego




Ledwie po paru miesiącach znienawidzony i opluwany ("debil" Strzępki i Demirskiego) jest dobry, bo dobrze płaci...
W pierwszej obsadzie robótek intelektualnych inaczej staruchy korzystają z przewagi i honorariów pełnymi garściami: na siedmioro członków rady pięcioro będzie zarabiać u Strzępki i Demirskiego wraz z żoną tego z lewej. Tak wygląda utalentowanie według rządów zaprowadzonych w teatrze na kieszeniach pozostałych (czterdziestu) kolegach z zespołu, tak wygląda w praktyce gadanie o dobru wspólnym.
               


Wszystko to (rządy aktorów, choćby Jandy i Szczepkowskiej w Powszechnym) już było i zawsze tak samo się kończyło.

Będzie tak, że tylko wstyd Was - z ministerstwem na spółkę - przeżyje. 

Jak mówił Stary Aktor w „Wyzwoleniu?

            W błazeństwie dzieł udanych
            W komedii wiecznej prób
            Ja się rumienię, wstydzę,
            Wstyd niosę wasz do lic…



odnośnik do tego Krzyżowskiego zakłamanego głupstwa:
Przemysław Bollin: Kiedy zaczęło się to wszystko?

Radosław Krzyżowski: Tych początków było parę. Początkiem zmiany myślenia o teatrze był konkurs. Jan Klata przestał być dyrektorem Starego, a nowym naczelnym został Marek Mikos. Takie rozstrzygnięcie postawiło zespół, który przecież nie jest łatwą wspólnotą, w niezwykle trudnej sytuacji. Stary Teatr to duży, wielopokoleniowy organizm. Są wśród nas artyści, którzy tworzyli spektakle pod okiem najlepszych polskich reżyserów drugiej połowy XX wieku, którzy w końcu jako aktorzy tego teatru mieli wielu liderów. I trzeba było dać tej wielości jeden wspólny głos. To nigdy nie jest do końca możliwe, ale chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której większość uzurpuje sobie prawo do wypowiadania się w imieniu całego zespołu. Uznaliśmy, że to byłoby nieuprawnione, jeśli chcemy myśleć o teatrze jako wspólnocie. Ustaliliśmy to jeszcze zanim podjęliśmy próbę dialogu z dyrektorem Mikosem, a potem z ministerstwem. Dość szybko zorientowaliśmy się, że sam protest przeciwko zmianie lidera, nie przyniesie oczekiwanych przez nas rozstrzygnięć. Obserwując znikomą skuteczność podobnych gestów wykonywanych w sytuacjach kryzysowych przez nasze środowisko i nie tylko, doszliśmy do wniosku że "protest" jako jedyna forma sprzeciwu przestał spełniać swoją funkcję. Stał się krzykiem rozpaczy w pustkę. Świadomi tego wypracowaliśmy wspólne stanowisko zespołu i przystąpiliśmy do rozmów. Uznaliśmy, że walczymy o powrót do modelu artystycznego, właściwy dla Teatru Starego i o utrzymanie tego zespołu w całości.
Chęć kompromisu musiała się pojawić również ze strony ministerstwa. Dialog musiał być trudny.
Jesteśmy teatrem narodowym, więc organizacyjnie i finansowo podlegamy ministerstwu kultury. Jeśli w takiej sytuacji założylibyśmy, że dialog z ministerstwem jest absolutnie niemożliwy, jedynym logicznym rozwiązaniem byłoby odejście z teatru, czyli, z mojej perspektywy, kapitulacja. Inaczej bylibyśmy w jakiejś absurdalnej, nieprawdziwej sytuacji. Kontestujemy działania ministerstwa, ale pozostajemy na liście płac – to musieliśmy sobie wyczyścić. Czy wiemy, w co idziemy? O co jako zespół Teatru Starego walczymy? Czy chcemy płynąć z prądem i poddać się tym zdarzeniom, czy uzyskać jakikolwiek wpływ na wydarzenia?
My nie postawiliśmy na lewicowych reżyserów. Postawiliśmy na reżyserów utalentowanych. Takich, którzy wnoszą osobisty ton. Nie mam nic przeciwko teatrowi klasycyzującemu, ale proszę mi wymienić czołową piątkę reżyserów, która taki teatr potrafi uprawiać w Pols
Przypadek waszego zespołu jest o tyle istotny, że pokazuje coś do niedawna niemożliwego. Pokazaliście temu ministerstwu, że zacietrzewione myślenie o kulturze i sztuce, próba zastąpienia jednej myśli drugą, w teatrze się po prostu nie sprawdza. 
W teatrze publiczność mówi "sprawdzam", co wieczór. To nie jest spółka Skarbu Państwa, gdzie można ulokować Panią bądź Pana Nikt w zarządzie, i nikt tego nie zauważy. To nie jest tego typu instytucja. Postanowiliśmy nie uciekać przed pracą z reżyserami zaproponowanymi przez nową dyrekcję i efekty tego były takie, jakie były. To nie jest kwestia wyznawania tej czy innej ideologii, tylko talentu i pracowitości. My nie postawiliśmy na lewicowych reżyserów. Postawiliśmy na reżyserów utalentowanych. Takich, którzy wnoszą osobisty ton. Nie mam nic przeciwko teatrowi klasycyzującemu, ale proszę mi wymienić czołową piątkę reżyserów, która taki teatr potrafi uprawiać w Polsce. Mocnych nazwisk. Proszę mi powiedzieć, dlaczego Jan Englert wystawiając największe dzieła naszej literatury sięga po Nekrošiusa - Litwina. Można sobie opowiadać różne rzeczy o kształcie współczesnego teatru, ale potem przychodzi moment, że trzeba kimś ten teatr robić. Tu zaczyna się problem. Nie da się oszukać tego, co jest na scenie.
Nasze propozycje programowe nie wynikały z prywatnych sympatii, czy znajomości. Ja osobiście np. Krzyśka Garbaczewskiego czy Michała Borczucha prawie nie znałem, ale widzę w nich przede wszystkich ludzi, którzy mają niesamowity artystyczny instynkt. Ósemka reżyserów którą zaproponowaliśmy, to bardzo zróżnicowana grupa, ale to co ich łączy, to pewien sposób myślenia o teatrze. Wszyscy ci twórcy są w takim miejscu, że już nikomu nie muszą niczego udowadniać. Jedni ciągną w stronę teatru eksperymentalnego, drudzy w awangardę, jeszcze inni w stronę środka, ale wszyscy są osobowościami. O to tu chodzi. A nie o to, czy ciągniemy wózek w prawo, czy w lewo. Jeżeli reżyser nie potrafi stworzyć opowieści rezonującej w widzu, jego poglądy nie mają żadnego znaczenia.
Nazwisko Marka Mikosa stanowiło dla nich problem? 
Oczywiście, że to był problem. Te rozmowy nie były łatwe, ale zespół Teatru Starego pod wpływem zmiany dyrektora nie stał się nagle słabszym zespołem. Cały czas jest pokusą i wyzwaniem dla reżyserów. Nie rozmawialiśmy z reżyserami i reżyserkami jako emisariusze, ale artyści, którzy mają pewne oczekiwania względem teatru. Tu się spotkaliśmy. My naprawdę zastanawialiśmy się nad różnymi rozwiązaniami, ale koniec końców najważniejsza okazała się wspólnota i zespół.
Uznaliśmy, że będziemy próbowali robić wolny teatr, dopóki będzie to możliwe. Zna pan każdego z tych reżyserów. Ich obecność w teatrze, który nie pozwala na swobodę twórczą, byłaby niemożliwa. Ten sezon będzie odpowiedzią na pytanie, gdzie jesteśmy.
Podczas naszego ostatniego spotkania wspomniał pan, że ten sezon będzie wpisywał się w obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Spektakle Teatru Starego będą poruszały się w tej tematyce? 
Oczywiście, że tak. Jak pan wie, teatr jest miejscem metafory. To jest absolutnie jasne, że chcieliśmy uciec od dosłowności, której będzie wokół bardzo dużo. W telewizji, na ulicy. Nie chcielibyśmy tego powielać. Zamiast tego chcemy odnieść się do tematu "niepodległości" w sposób nieoczywisty. Teatr pozbawiony metafory jest słaby.
Zespół Teatru Starego pod wpływem zmiany dyrektora nie stał się nagle słabszym zespołem. Cały czas jest pokusą i wyzwaniem dla reżyserów. Nie rozmawialiśmy z reżyserami i reżyserkami jako emisariusze, ale artyści, którzy mają pewne oczekiwania względem teatru. Tu się spotkaliśmy. Uznaliśmy, że będziemy próbowali robić wolny teatr, dopóki będzie to możliwe
Przybliżmy propozycje jakie pojawią się w tym sezonie.
Na początek tego sezonu pokażemy spektakl Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego "Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej", inspirowany "Opisem obyczajów za panowania Augusta III" Jędrzeja Kitowicza. Chcemy tu przyjrzeć się obyczajom i aspiracjom, które ukształtowały się przez minione 30 lat w krajach postkomunistycznych. Tekst powstaje w trakcie prób, pod konkretnych aktorów. Mam nadzieję, że będzie to dobre i zasadne rozpoczęcie sezonu. Gdybym osobiście myślał o nazwiskach twórców, którzy mieliby zainaugurować sezon niepodległościowy w Polsce, to niewiele z nich, poza Strzępką i Demirskim mógłbym tu przywołać. To jest spektakl przewidywany na Scenę Kameralną, z premierą na początku grudnia.
Na lekką zakładkę w połowie listopada Remigiusz Brzyk na Dużej Scenie rozpocznie próby do "Królestwa", na podstawie serialu Larsa von Triera. Dużo sobie obiecuję po tym tytule. Tandem Brzyk/Śpiewak w ostatnim czasie przygotował kilka bardzo interesujących przedstawień. Premiera w połowie stycznia. Kilka tygodni później "Panny z Wilka" na motywach prozy Jarosława Iwaszkiewicza zainscenizuje Agnieszka Glińska. Mało jest Iwaszkiewicza w polskim teatrze. To nieoczywisty wybór.
Kiedy premiera?
Przełom lutego i marca. W połowie stycznia natomiast Paweł Miśkiewicz powinien zacząć pracę nad "Podróżami Guliwera".
O! 
Paweł przedstawił bardzo ciekawą, wielowątkową eksplikację.
W obsadzie same aktorki. Nic więcej panu nie zdradzę, żeby nie odbierać przyjemności z oglądania premiery. Spektakl powinien być gotowy na początku lub w połowie kwietnia.
W tym samym czasie Krzysiek Garbaczewski zrealizuje swój autorski projekt. Początkowo przymierzał się do Różewicza "Do Piachu", ale pojawił się problem z otrzymaniem praw do realizacji. Stąd decyzja o przygotowaniu autorskiego projektu, który będzie się sytuował na pograniczu spektaklu i performansu. Tytuł: "Nic".
Próby Garbaczewskiego będą trwały równolegle z produkcją Pawła Miśkiewicza. Sezon sfinalizujemy dwoma przedstawieniami. Marin Wierzchowski zrealizuje spektakl o roboczym tytule "Pozycja dziecka", wychodząc od pojęć podległości i niepodległości z punktu widzenia struktury rodzinnej. Scenariusz będzie nawiązywał do filmu Petera Netzera o tym samym tytule, nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem w 2013 roku w Berlinie. A także do prawdziwej historii, która wydarzyła się dwa lata temu na Śląsku. Na pasach zostaje potrącony zaniedbany, 60-letni mężczyzna, którego historia rodzinna okazuje się niezwykle dramatyczna i frapująca. Trwają prace nad zbieraniem materiałów źródłowych.
Marcin w swojej pracy bazuje na bardzo intensywnej pracy z aktorem, opartej na improwizacjach i monologach wewnętrznych. Bardzo długo powstaje sama materia tekstu. Ostatnie jego prace: "Hańba" i "Sekretne życie Friedmanów" świadczą o znakomitej formie, co daje nadzieję na ciekawy efekt pracy z aktorami Starego Teatru.
Na koniec sezonu lub na początek przyszłego planujemy spektakl Michała Borczucha, "Aktorzy prowincjonalni". Scenariusz w luźny sposób będzie nawiązywał do filmu Agnieszki Holland. Będziemy się tu przyglądać roli aktora w społeczeństwie i niezależności sztuki od życia. Ale to wszystko będzie powstawało w drodze improwizacji aktorskich.
Ostatnia rzecz to "Trzy siostry" Konstantina Bogołomowa. Tu poprosiliśmy Kostię, żeby przeniósł tę premierę na jesień 2019. Z przyczyn logistycznych i obsadowych nie dalibyśmy radę zmieścić tego wszystkiego w jeden sezon. W trakcie pracy nad programem artystycznym okazało się, że o ile reżyserzy mają wolne terminy, to te terminy mocno się ze sobą pokrywały. "Trzy siostry" jesienią przyszłego roku, a do końca września będziemy wiedzieć, czy spektakl Michała Borczucha będzie miał premierę w czerwcu, czy po wakacjach.
Co na Nowej Scenie? W tym roku planujemy z niej zrobić scenę debiutów. Został rozpisany konkurs dla studentów i absolwentów Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, którzy ukończyli wydział reżyserii nie później niż dwa lata temu. Poprosiliśmy o eksplikację scenariusza orbitującego wokół tematów niepodległościowych, opartych wyłącznie o polską literaturę. Spłynęło 14 prac, z których my do końca września wybierzemy sześć. Poprosimy studentów o rozpoczęcie prób, które w grudniu ocenimy i wybierzemy trzy, które przeznaczymy do dalszej, pełnowymiarowej produkcji. Owocem tego konkursu będą trzy debiuty w Teatrze Starym. Trzy teksty oparte o polską literaturę. Taki jest pomysł na Nową Scenę. Realizacja w tym sezonie? Jeśli tylko możliwości produkcyjne na to pozwolą, to tak. Chcielibyśmy zrealizować te spektakle do końca tego sezonu.Były powroty do Zespołu Aktorskiego po ogłoszeniu programu? Nie. Zespół zasiliła tylko Magda Grąziowska, która wróciła do Teatru Starego po kilku latach przerwy.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor