Nie ma porozumienia w Starym Teatrze pomiędzy nieudolnym dyrektorem a oświadczającą chęć kolaborowania z nim Radą Artystyczną, reprezentującą tylko część konformistów, którzy chcieliby legitymizować i przedłużać jego trwanie za iluzję doboru repertuaru i reżyserów - propozycje padły, kompromisu nie ma, tylko przymus wzajemnego szachowania...
Mikos nie ma nic w programie, ale i świadomość konieczności dokonania jakiejś "dobrej zmiany" w Teatrze, dla której został rzucony na ten lewicowy odcinek. Przez cały sezon grał repertuar, który zostawił mu w spadku pan Janek, samemu albo nie będąc w stanie zapewnić aktorom zatrudnienia (i nadziewając się na bojkot i odrzucanie ról), albo produkując nieprofesjonalnie "masakry" a'la Klata, tylko gorzej... Nawet aktorzy biorący w tym udział po fakcie stwierdzali, że robota odbywała się bez kompetentnego reżysera i dyrektora artystycznego, który na etapie prób generalnych potrafiłby rzecz skomentować i pchnąć do przodu. Zatem, wykonać podstawowy obowiązek kierownika zespołu. Mikos tego nie potrafi! Tylko nagabuje do reżyserowania z łapanki dużymi pieniędzmi i pyzatymi polikami. Efekt artystyczny tych wyborów jest żałosny: aktorzy odchodzą i zapowiadają dalsze wypisywanie się z tonącego teatru, publiczność nie chce oglądać pana-markowych produkcji, a minister milczy (się zastanowi), ale jest jasne, że nie ma interesu, by tolerować w przyszłości to, co już było w praktyce teatru realizowanego przez Klatę and co.
KLATA TU NIE WRÓCI, choć przez cyrk z "konkursem" ministerstwo zrobiło z niego bohatera i ugruntowało jego nadszarpniętą wcześniejszym sposobem rządzenia pozycję (w przesłuchaniu miał konkurenta zabierającego mu głosy komisji) i wykreowało na lidera protestu - antyrządowego!
Problemem Kolegów jest to, że stali się niewolnikami własnej niezgody i tego, że cała para idzie im w gwizdek anty-kaczora i "obalania rządu", zamiast wypracowania kompromisu z organizatorem, który płaci i wymaga (wygrał demokratyczne wybory). Więc to się staje coraz bardziej uprawianiem kiepskiej polityki a nie rozmową o sztuce.
Zaczęło oczywiście ministerstwo kultury (Klata długo w MKiDN kolędował, a Adam Nawojczyk, jako szef aktorskiego związku mnie pouczał: "żadnego konkursu nie będzie") narzucając Mikosa, który był nieprzygotowany, a to co kombinował, to zmarnował pozbywszy się artysty Gielety i zostając z kawiarnianymi znajomościami, które - triumfalnie przez niego ogłaszane - są natychmiast dementowane (ostatnio wymienia umówionego przeze mnie, a on dzwoni do mnie i wcale się nie cieszy i nie spieszy)...
Mikos brnie w kolejne kłamstwa i konfabulacje, ale wie (dowiedział się ode mnie), że za nie wypełnianie umowy z ministrem o zgodności aplikacji / przedkładanych propozycji z realizacją w każdej chwili może - i powinien - stracić posadę.
Czyli RA p r z e l i c y t o w a ł a ogłaszając buńczucznie, że "bierze odpowiedzialność" za sezon, i że dyrektor się do takiego odebrania mu kompetencji nie opisanego w Statucie "zobowiązał";
Rada Artystyczna takiego uprawnienia nie ma i mieć nie może, bo teatrem nie zarządza się efektywnie w sposób zbiorowy. W ten sposób tylko prowokuje się kwasy i konflikty o wynagrodzenia i obsady - są przykłady; koledzy kolegom gotowali ten los!
W ten sposób aktorzy podpisani pod Oświadczeniem (RA NST) i widoczni na zdjęciu rejestrującym wspaniałą manifestację wobec niechcianego dyrektora cywila s p r z e n i e w i e r z a j ą się sami sobie i jednoznaczności swojej wcześniejszej etycznej postawy. Tylko wiara w "brukselską politykę" (ulicę i zagranicę) usprawiedliwia pomysł, na danie Mikosowi wegetacji za posłuch(anie), czyli klasycznie podręcznikową k o l a b o r a c j ę !
Wziąwszy pod uwagę ograniczenia dyktowane przez "dobrą zmianę" od początku był to trick lewą ręką za prawe ucho i ani przekładanie, rzekomo pojednawczego, komunikatu, ani nerwowe komunikowanie, że się zakomunikuje, to tylko zawracanie głowy ministrowi i szanownej publiczności: KOMPROMITACJA WIARYGODNOŚCI WSZYSTKICH ZAMIESZANYCH...
Ale tylko minister jest władny przerwać tę komedię w przestarzałych dekoracjach.
Ja ostrzegałem (i proponowałem)
Mikos nie ma nic w programie, ale i świadomość konieczności dokonania jakiejś "dobrej zmiany" w Teatrze, dla której został rzucony na ten lewicowy odcinek. Przez cały sezon grał repertuar, który zostawił mu w spadku pan Janek, samemu albo nie będąc w stanie zapewnić aktorom zatrudnienia (i nadziewając się na bojkot i odrzucanie ról), albo produkując nieprofesjonalnie "masakry" a'la Klata, tylko gorzej... Nawet aktorzy biorący w tym udział po fakcie stwierdzali, że robota odbywała się bez kompetentnego reżysera i dyrektora artystycznego, który na etapie prób generalnych potrafiłby rzecz skomentować i pchnąć do przodu. Zatem, wykonać podstawowy obowiązek kierownika zespołu. Mikos tego nie potrafi! Tylko nagabuje do reżyserowania z łapanki dużymi pieniędzmi i pyzatymi polikami. Efekt artystyczny tych wyborów jest żałosny: aktorzy odchodzą i zapowiadają dalsze wypisywanie się z tonącego teatru, publiczność nie chce oglądać pana-markowych produkcji, a minister milczy (się zastanowi), ale jest jasne, że nie ma interesu, by tolerować w przyszłości to, co już było w praktyce teatru realizowanego przez Klatę and co.
KLATA TU NIE WRÓCI, choć przez cyrk z "konkursem" ministerstwo zrobiło z niego bohatera i ugruntowało jego nadszarpniętą wcześniejszym sposobem rządzenia pozycję (w przesłuchaniu miał konkurenta zabierającego mu głosy komisji) i wykreowało na lidera protestu - antyrządowego!
Problemem Kolegów jest to, że stali się niewolnikami własnej niezgody i tego, że cała para idzie im w gwizdek anty-kaczora i "obalania rządu", zamiast wypracowania kompromisu z organizatorem, który płaci i wymaga (wygrał demokratyczne wybory). Więc to się staje coraz bardziej uprawianiem kiepskiej polityki a nie rozmową o sztuce.
Zaczęło oczywiście ministerstwo kultury (Klata długo w MKiDN kolędował, a Adam Nawojczyk, jako szef aktorskiego związku mnie pouczał: "żadnego konkursu nie będzie") narzucając Mikosa, który był nieprzygotowany, a to co kombinował, to zmarnował pozbywszy się artysty Gielety i zostając z kawiarnianymi znajomościami, które - triumfalnie przez niego ogłaszane - są natychmiast dementowane (ostatnio wymienia umówionego przeze mnie, a on dzwoni do mnie i wcale się nie cieszy i nie spieszy)...
Mikos brnie w kolejne kłamstwa i konfabulacje, ale wie (dowiedział się ode mnie), że za nie wypełnianie umowy z ministrem o zgodności aplikacji / przedkładanych propozycji z realizacją w każdej chwili może - i powinien - stracić posadę.
Czyli RA p r z e l i c y t o w a ł a ogłaszając buńczucznie, że "bierze odpowiedzialność" za sezon, i że dyrektor się do takiego odebrania mu kompetencji nie opisanego w Statucie "zobowiązał";
Rada Artystyczna takiego uprawnienia nie ma i mieć nie może, bo teatrem nie zarządza się efektywnie w sposób zbiorowy. W ten sposób tylko prowokuje się kwasy i konflikty o wynagrodzenia i obsady - są przykłady; koledzy kolegom gotowali ten los!
W ten sposób aktorzy podpisani pod Oświadczeniem (RA NST) i widoczni na zdjęciu rejestrującym wspaniałą manifestację wobec niechcianego dyrektora cywila s p r z e n i e w i e r z a j ą się sami sobie i jednoznaczności swojej wcześniejszej etycznej postawy. Tylko wiara w "brukselską politykę" (ulicę i zagranicę) usprawiedliwia pomysł, na danie Mikosowi wegetacji za posłuch(anie), czyli klasycznie podręcznikową k o l a b o r a c j ę !
Wziąwszy pod uwagę ograniczenia dyktowane przez "dobrą zmianę" od początku był to trick lewą ręką za prawe ucho i ani przekładanie, rzekomo pojednawczego, komunikatu, ani nerwowe komunikowanie, że się zakomunikuje, to tylko zawracanie głowy ministrowi i szanownej publiczności: KOMPROMITACJA WIARYGODNOŚCI WSZYSTKICH ZAMIESZANYCH...
Ale tylko minister jest władny przerwać tę komedię w przestarzałych dekoracjach.
Ja ostrzegałem (i proponowałem)
Wydaje mi się, że to bardzo trafna analiza pokazująca uwarunkowanie polityczne leżące u źródeł konfliktu. Zabawne, że Marek Mikos miał występować jako kandydat nieprzypisany jednoznacznie żadnej ze stron - a z Krakowa, więc "swój" czyli ich. A "przewraca się" dla obu stron z uwagi na to, co robi, a właściwie, czego zrobić nie potrafi. Cokolwiek by teraz nie uczynił, będzie źle albo dla aktorów, albo dla ministerstwa. Dymisja to jedyne dobre wyjście.
OdpowiedzUsuńwymuszone ewentualne porozumienie w y k l u c z a konflikt interesów między aktorską chęcią BY BYŁO JAK BYŁO za Klaty, a Mikosa nasadzeniem na posadę dla ZMIANY - przez ostatni sezon tylko kontynuacji...
OdpowiedzUsuńLewicowy i skrajnie (!) lewicowy program ma mieć dalszy ciąg w realizacjach Strzępki i Miśkiewicza? Śmiech na sali: to po co jedliśmy tą żabę?
Towarzystwo Adoracji Wzajemnej (spółdzielnia teatralna) "zaprogramuje" przyszły sezon, aha?
A minister obejdzie się smakiem na dobrą zmianę, aha? I nie będzie w ten sposób ośmieszony przez RA, której płaci i nadał Statut, gdzie nie ma słowa o robieniu go tak w konia, aha!
Czyli, deal: władza za pieniądze (aktorzy dyrektorowi) rozbija się o organizatora, który ma wszystkie prawne argumenty w ręku, by zapytać o "kobyłkę" zgłoszoną w trakcie konkursu "do płota" - realizacji. I co, gdzie, z kim?
Gdzie jest Gieleta? Etc, itd, itp...
Że oni tam w perspektywie smoka kombinują, trudno się dziwić, ale że inteligencja Wandy Zwinogrodzkiej trawi tę "siarę" nie sposób pojąć.
Flirtowanie z Krakowskim Klubem Wtorkowym, czyli specjalistami od "hańbienia" Doroty Segdy i Krzysztofa Globisza w "Do Damaszku", to za mało na dobrą zmianę. Z drugiej strony zarabianie przez Strzępkę u Seweryna socjalistycznym Twardochem to akurat wystarczy, by w Starym się nic nie zmieniło.
OdpowiedzUsuńMarek Mikos jest w tym wszystkim jak piąte koło u wozu, który stacza się w przepaść. Minister nie ma pomysłu, bo działa bez wyobraźni i krótkowzrocznie.
Za to oponentom brakuje cywilnej odwagi by zadeklarować, że nie o plany repertuarowe tu idzie, tylko o cimajdan, czyli wymienianie rządu. Dlatego im lepsze sondaże, tym gorsze samopoczucie. Ale MKiDN nie może udawać, że deszcz pada, bo to niszczeje dorobek narodowy w teatrze.
porozumienie z RA = Strzępka z Miśkiewiczem czyli lewizna jak za Klaty;
OdpowiedzUsuń"samodzielne decyzje" Mikosa = odmowy i odejścia aktorów i bojkot;
Minister realizuje ustawę w punkcie o odstępstwie umówionego programu = dymisja niechcianego dyrektora i nowe otwarcie!
Szanowny Panie Profesorze ministrze: kuligiem go, szaraka - buch bach!
Podziwiam marzycielstwo i optymizm. Obstawiam, że będzie odwrotnie!
OdpowiedzUsuńObie strony będą chciały zarobić, a ministerstwo nabrać wody w usta, bo w ogólnym elektoracie aktorzy i ich widzowie się nie liczą - w wyborach to margines. A znajdą się recenzenci, którzy wytłumaczą, że kolaboracja to "dobra zmiana" (Piotr Zaremba już ślini długopis?). Wojna już też bywała pokojem...
Wart Pac pałaca, a aktorzy pewnie mają coś niecoś do spłacenia w bankach; Mikos i Minister jeszcze więcej do wyjęcia z naszych kieszeni.
Degrengolada tej władzy postępuje, więc dobrze, że przynajmniej "poeta pamięta". Chętnie bym się pomyliła, ale wątpię.
bardzo wiele, by nie powiedzieć wszystko w postępowaniu MKiDN, na to wskazuje, ale jak mówił poeta: "od tego bieg lawina zmienia po jakich toczy się kamieniach". Przynajmniej próbuję zmienić dobrze tę głupotę
OdpowiedzUsuń