Przestałem chodzić do Dramatycznego, bo nie trawię Słobodzianka.
PRZODOWNIK to moja ulubiona przestrzeń teatralna w mieście i zawsze z nieukrywaną prześmiewczą, przepraszam, satysfakcją, przyglądam się w hallu premierowym gościom, którzy usiłują galopować na piętro, bo im w głowie nie postanie, że teatr może się mieścić w piwnicy. Taki salon.
Tym razem, nie widzę ani Palikota, ani Ziemkiewicza. Tadeusz wypadł z normy, czy dlatego, że czwartek?
Nie znają się, bo to, co funduje Anna Gryszkówna (z Anną Skupień i Katarzyną Szczurowską, scenografkami) to świetny teatr!
To mogła napisać i dobrze wyreżyserować tylko kobieta. „Mężczyzna” Gabrieli Zapolskiej jest wymyślony z pozycji zewnętrznej obserwatorki, ale też z bezlitosnym oglądem kobiet uruchomionych przez / z powodu mężczyzny - będących dla siebie nawzajem największą konkurencją i zagrożeniem w tej (jego) sprawie.
Ostatnio, przy okazji reżysera filmowego V., którego nie oglądam czytam o „lirycznym feminizmie” - nie wiem, co to za byt, bo sam zdefiniowałbym się jako realista doświadczony, by nie rzec „doskwierzony”.
Dwie siostry, żona i on…
Zazdrościłem Krzysztofowi Ogłozie, bo przez dużą część przedstawienia się całuje albo jest całowany.
Nie, nie napiszę, że „ładnie wygląda”, bo w tym czworokącie należy się raczej gorzko śmiać, mając w pamięci gogolowskie: „z kogo się śmiejecie”? Na scenie miłosny dramat, ale wszyscy - także wszystkie panie - grają jak z nut.
Agata! Agata! Myślę o Julce - Wątróbskiej… Feministce samodzielnej i uodpornionej na męskie czary, komentującej przenikliwie grubo szyte zabiegi wobec siostry młodszej, ale i nie oszczędzającej, a jakże, żony porzuconej - do czasu, do czasu. Warto popatrzeć, jak mięknie i mimo, że wie, co jest grane, to ulega, roz-ten-tego się mega, na chwilę, na chwilę, ale zawsze.
Co ona ma w twarzy, co ona ma w twarzy? Wszystkie sekrety, reakcje i komentarze.
Atrakcyjność, i wiarygodność (zgodność z życiowym doświadczeniem), tej postaci polega na tym, że teoretycznie kapując, jak to się skończy brnie po męskich słodkich słówkach bez trzymanki. Czyli, „feminizm”, by się tak dyplomatycznie wyrazić, leży i kwiczy… Aktorka nie gra tego wprost, a właśnie trzyma nas w niepewności, czy i tym razem będzie tak, jak państwu się wydaje. Gra „nie”, by zaskoczyć (?) swoim „tak”. Po prostu jest przekonująca, nie tylko po aktorsku, ale po kobiecemu właśnie, gdy twierdzi, że wszystko (kłamstwo miłosne) wie, widzi i ironicznie osądza, a jednak…
Czyli… państwo nie raz to przerabialiście (byliście przerabiani), a jednak krzywe lustro sceny działa i odbija tak zwane samo życie.
Jest i młoda naiwna, oraz starsza wyjadaczka, i obie kończą inaczej niż zaczęły, a my ich życiu przytomni uczymy się jak to jest z jego powodu.
Zresztą, Ogłoza ma najtrudniej: oprócz opisanych erotycznych okoliczności (młoda śliczna) autorka chyba jednak go niezbyt lubi, bo wyposażając w repertuar gadany („gadanego”) nakazuje grać, jakby z jednej płyty. Aż się chce zapytać: co one w nim widziały? Tyle, że inteligentny aktor daje postaci drugie dno: na dwóch słowach - „co robić, co robić”, buduje etiudę, która pogłębia egzystencjalnie postać o autentyczne pogubienie. Biedaczek - za dużo, panie (moje panie), za dużo mu dano (dajecie?).
Po prostu dobry tekst przeczytany przez aktorów i reżyserkę z całym dobrodziejstwem psychologii.
Widziałam "Poskromienie Złośnicy" w reżyserii Gryszkówny w Tarnowie. Mądry, przemyślany i dobrze wyreżyserowanyt spektakl. Światła i scenografia w wykonaniu Katarzyny Szczurowskiej i Anny Skupień to mistrzostwo. Narodził się nam nowy talent. Jak będę w Warszawie to koniecznie muszę zajrzeć do Dramatycznego na "Kobietę". To jest teatr a nie jakieś Kleczewskie czy Korczakowskie.
OdpowiedzUsuń