To jest sukces (będzie, bo oglądałem próbę generalną) Teatru Narodowego i odkrycie repertuarowe (powrót Poety nieobecnego od czasów Adama Hanuszkiewicza) i dobre przedstawienie: inteligentny tekst ze zrozumieniem przeczytany i z markowym poczuciem humoru zagrany - bez ideologicznej wkładki . Zawód dla podskakujących pod latarnią ! Nie ukrywam, że spodziewałem się przedstawienia z tezą, to znaczy z "szyderą" z tego, czym Jarosław Marek Rymkiewicz bawi się z wdziękiem i kunsztowną umiejętnością operowania białym ośmiozgłoskowcem przy pisaniu nieprostych postaci z narodowego imaginarium z aluzjami do "Fantazego", "Pana Tadeusza", "Wesela", a nawet Fredry, Mrożka i Gombra... W zabiegach reklamowych wokół spektaklu czuć chętkę, by "pokodziawerzyć" (wszystkie te "eksponaty narodowego wzmożenia", a właściwie ich sposób komentowania), ale klasa Rymkiewicza jest ponad to i realizatorzy idą za nim , a niekoniecznie za ulicą (z
DZIENNIK o SPRAWACH, OSOBACH i SZTU(CZ)KACH: "Do źródeł płynie się zawsze pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci"